[ Wstecz - Chorwacja 2009 ]  [ 1 ]  [ 2 ]  [ 3 ]  [ 4 ]  [ 5 ]  [ 6 ]  [ 7 ]  [ 8 ]  [ 9 ]  [ 10 ]  [ 11 ]  [ 12 ]  [ 13 ]  [ 14 ]  [ ... ]
Dzień 9. Szybenik - Trogir. 65,1km. 5h00m.
        Wstajemy wcześnie. Przed 7 jesteśmy ponownie w Szybeniku. Śniadanie w parku. Przejeżdżamy przez wąskie uliczki. Potem wybieram się na fotografowanie bez roweru - wszędzie mnóstwo schodów. O 10.27 mieliśmy zaplanowany pociąg ale ostatecznie postanawiamy - głównie Gabrysia - pedałować. W końcu, jak mówi, to wyprawa rowerowa:) Ruszamy więc do Trogiru. 35km w upale i chyba cały czas pod górkę. Ani trochę płaskiego terenu. Domy mniej biedne niż 2 dni temu ale i tak nie jest zbyt ciekawie. Dookoła zielone od krzaków pagórki. Za każdym zakrętem wydaje się, że będzie w końcu zjazd. Niestety raz za razem okazuje się, że musimy jechać jeszcze wyżej.
        Jako że to 9 dzień wyprawy nie smaruję się kremem z filtrem. Stwierdziłem, że jestem już opalony wystarczająco mocno. Chorwackie słońce mści się na czerwono... Do końca pobytu tutaj nie popełnię już tego błędu:)
        W końcu po kilku godzinach jazdy osiągamy szczyt a stąd już tylko zjazd - całe 7km:) Wspaniałe uczucie. Powietrze nareszcie chłodzi. Nagle zza jednego ze wzgórz ukazuje się nam panorama Trogiru i sąsiednich miejscowości. Jeden z najpiękniejszych widoków od początku podróży. Warto było zrezygnować z pociągu. Fotografuję aż do zapełnienia karty w aparacie. Nie ma nigdzie w pobliżu choćby skrawka cienia żeby usiąść na 20 minut i zgrać zdjęcia na databank. Musimy jechać dalej.
        W Trogirze jesteśmy po 17.Historia z dnia poprzedniego powtarza się. Nie zdążymy zwiedzić miasta - znów musimy poszukać noclegu gdzieś w pobliżu. Na razie, z okazji przejechania 500km kupujemy ogromną 3,5 kilogramową połówkę arbuza:) Robimy przerwę w parku na konsumpcję kupionego przed chwilą giganta, w międzyczasie zgrywam fotki na dysk. Na jednym z krawężników przebijam dętkę w tylnym kole. Naprawiamy i jedziemy na mszę do kościoła św. Wawrzyńca
        Po wyjściu z kościoła okazuje się, że z dętki znowu zeszło powietrze. Ehhh.
        Udajemy się w kierunku zaznaczonego na mapie kempingu. Po drodze zauważamy znak 'auto-camp'. Ten uwidoczniony na mapie jest na pewno większy a co za tym idzie pewnie droższy. Skręcamy więc na ten mniej znany. Cena dla 2 osób 92kuny. Znośnie.
Poprzedni dzień       Do góry       Następny dzień